Duża historia małej firmy
31 października, 2025 2025-10-31 8:18Duża historia małej firmy
Dwa lata temu firma TOBO świętowała 25-lecie działalności. Zanim jednak powstała, Bożena Datczuk, jej właścicielka, zdążyła już poznać branżę meblarską. W 1996 roku, jeszcze jako studentka ekonomii, trafiła do firmy Marinox z Gdańska, która produkowała meble i miała oddziały w Rzeszowie i Lublinie.
Właścicielka tej firmy odwiedziła Białystok i po wizycie postanowiła otworzyć oddział w Białymstoku. A ja akurat poszukiwałam pracy, bowiem sytuacja rodzinna zmusiła mnie, aby połączyć studia z pracą. Przedsiębiorczyni znalazła moje ogłoszenie w lokalnej gazecie, spotkałyśmy się w hotelu na rozmowie kwalifikacyjnej i… cisza. Zdążyłam już zapomnieć o spotkaniu, gdy po trzech miesiącach zadzwonił telefon. To była moja rozmówczyni z hotelu. Powiedziała, że stawia na młode, ambitne kobiety i zaproponowała mi pracę w charakterze kierownika białostockiego oddziału – wspomina Bożena Datczuk.
22-letnia studentka ekonomii musiała zmierzyć się z wyzwaniami, których dotąd nie znała. Trzeba było znaleźć lokal, co w Polsce w drugiej połowie lat 90. nie było wcale łatwe. Potrzebni byli też pracownicy. Młoda kierowniczka nie miała jeszcze prawa jazdy, nie dostawała wynagrodzenia, a jedynie zwrot pieniędzy za bilety. I za połączenia wykonywane z budki telefonicznej, bo to ten – już zapomniany – element polskiego krajobrazu był wtedy oknem na świat. Tak się zaczęła już prawie 30-letnia przygoda Bożeny Datczuk z meblami.
Od dystrybucji do produkcji
Przez blisko dwa i pół roku przyszła właścicielka TOBO prowadziła salon meblowy. W pewnym momencie właścicielka Marinox zaproponowała kierownikom wykup prowadzonych przez nich oddziałów. I rzeczywiście: kierownicy oddziałów w Rzeszowie oraz Lublinie przejęli swoje placówki. Ja już wtedy poznałam swojego męża, zresztą pracowaliśmy razem, wspólnie zatem podjęliśmy decyzję o odkupieniu oddziału białostockiego – opowiada Bożena Datczuk.
Nabyte doświadczenia, wsparte pokaźną bazą klientów, okazały się całkiem niezłym kapitałem na start. Tak właśnie, w 1998 roku, rozpoczęła się historia TOBO. Początkowo firma zajmowała się przede wszystkim dystrybucją mebli Marinox. Jednak długie terminy dostaw i zmiana wymagań klientów w kierunku mebli na zamówienie szybko zmusiły właścicieli TOBO do zadania sobie pytania: co dalej? Przy chłonnym rynku odpowiedź nasunęła się sama: trzeba rozpocząć produkcję.
Oczywiście dotychczasowy lokal, zaadaptowany na potrzeby salonu meblowego, kompletnie nie nadawał się do działalności produkcyjnej. Pierwsze meble powstawały zatem – jak w wielu innych firmach meblarskich – w garażu. Wtedy był to bardziej montaż z pociętych przez podwykonawcę elementów niż produkcja, ale kierunek działania został już wytyczony.

Garaż szybko okazał się za ciasny. W 1999 r. firma kupiła dużą działkę w podbiałostockich Kurianach, gdzie w 2003 roku ruszyła produkcja z prawdziwego zdarzenia. Pojawiły się też profesjonalne maszyny, a także pracownicy.
Maszyny przede wszystkim
Pierwszymi maszynami były pilarka, frezarka i mała okleiniarka ręczna. Wiedziałem jednak, że przestają już one nam wystarczać, zwłaszcza okleiniarka prosiła się o wymianę. Kolega namówił mnie, aby pojechać na targi do Norymbergi i tam wypatrzyłem okleiniarkę austriackiej firmy OTT. Zamówiłem ją, bowiem na nasze potrzeby była wręcz idealna. Była to pierwsza nowa maszyna OTT sprzedana do Polski, co właściciele firmy do dziś podkreślają – wspomina Tomasz Datczuk, właściciel TOBO.
To była najmniejsza maszyna z ich asortymentu, ale z naszej perspektywy ogromna: miała sześć metrów długości. Gdy przyjechała do nas, pracownicy przeżyli szok, mówili: „po co nam coś takiego?” Ale już dosłownie po dwóch miesiącach okazało się, że bez tej maszyny nie wyobrażają sobie pracy. A dla mnie stało się jasne, że musimy inwestować w park maszynowy, by rozwijać produkcję – dodaje.
Początkowo produkcja odbywała się w hali o powierzchni 200 m2. Park maszynowy stanowiły przede wszystkim prosta pilarka, okleiniarka i wiertarka wielowrzecionowa. W miarę wzrostu zamówień rosła także powierzchnia produkcyjna; obecnie to blisko 3 tys. m2. Jak jednak podkreślają właściciele TOBO, przestaje to wystarczać i powoli trzeba zacząć myśleć o kolejnej rozbudowie. Z tą myślą kupili niedawno działkę obok zakładu, dysponują już projektem i pozwoleniem na budowę.
Z TOBO żyj zdrowo
Pierwsze meble biurowe TOBO były takie, jakich oczekiwał rynek: miało być tanio, prosto i jak najwięcej. Klientów bardziej interesowało, czy meble zmieszczą się w pokoju, a nie to, czy będą wygodne i ergonomiczne. Z upływem czasu zmieniało się jednak podejście do przestrzeni biurowej, zmieniały trendy, zmieniła się też oferta TOBO. Meble były coraz bardziej dopracowane i wyszukane, „uzbrojone” w nowoczesne rozwiązania, w firmie pojawili się też profesjonalni projektanci. Firma zaczęła się wystawiać na targach, nie tylko zresztą w Polsce.

Od kilku lat TOBO w dużym stopniu koncentruje się na projektowaniu i produkcji mebli pro-zdrowotnych, które mają wspomagać utrzymanie prawidłowej postawy w miejscu pracy. Ten kierunek jest nam bliski, świadczą o tym choćby nasze systemy Health To Office (H2O), czy 4Senior. W tym drugim systemie, dedykowanym osobom starszym, zaproponowaliśmy rozwiązania, które mają im znacząco zminimalizować dolegliwości i ułatwić ich codzienne funkcjonowanie – opisuje Bożena Datczuk.
W dużych miastach Polski zachodniej i centralnej funkcjonuje już pewien standard pracy w biurach. Ergonomiczne meble biurowe, choćby biurka z regulowanym blatem, są już normą. We wschodniej Polsce, np. na Podlasiu, tego typu rozwiązania ciągle mają pewien posmak nowości.
Widzimy to choćby po reakcjach klientów, którzy przychodzą do nas do salonu i przyznają, że nie wiedzieli, że są takie rozwiązania. W uświadamianiu klientów mamy zatem ciągle jeszcze dużo pracy. Gdy wprowadzaliśmy system Health To Office, to robiliśmy nawet spotkania pod hasłem „Z TOBO żyj zdrowo”. Te spotkania cieszyły się dużym zainteresowaniem, zdarzało się, że później wypożyczaliśmy niektóre meble do testowania. I widzimy, że praca nad świadomością klientów przynosi efekty – podkreśla Bożena Datczuk.

Z myślą o seniorach
Osobnym segmentem są meble 4Senior. Zdaniem Bożeny Datczuk polski rynek nie jest jeszcze gotowy na tego typu rozwiązania. I to mimo że on się będzie poszerzał, bo społeczeństwa, także polskie, są coraz starsze. Oczywiście, chcemy, by ten system sprzedawał się lepiej. Ma ku temu wszelkie dane, bo zbiera bardzo pochlebne opinie – mówi.
Niedawno TOBO urządziło bezpłatnie pokój pokazowy w Domu Opieki Społecznej w Białymstoku, największej tego typu placówce na Podlasiu. Firma wyposażyła go właśnie w meble z kolekcji 4Senior. Pensjonariusze Domu Opieki Społecznej byli zachwyceni tymi meblami. Z kolei pani dyrektor szuka środków, by wyposażyć w nie kolejne pokoje. Te meble się sprzedają, ale ich potencjał jest z pewnością dużo większy – nie ma wątpliwości Bożena Datczuk.
Ewoluujący produkt pociągnął za sobą także zmiany w parku maszynowym. Ale także w naszym portfolio dostawców – zastrzega Tomasz Datczuk. – Nietypowe zamówienia zmuszały nas do poszukiwania dostawców nietypowych rozwiązań, np. niestandardowych stelaży czy elementów drewnianych.
Pierwsza, historyczna okleiniarka firmy OTT już odsłużyła swoje, a na jej miejsce pojawiły się nowe maszyny. Wśród nich były jednak także okleiniarki OTT, bo pozostaliśmy wierni tej marce – zastrzega Tomasz Datczuk. – To są maszyny wręcz skrojone pod takie firmy, jak nasza. Zresztą znamy doskonale te maszyny i gdy coś się dzieje, to nasi operatorzy potrafią sami rozwiązać większość problemów.
Kamień, który poruszył lawinę
Trendem pro-zdrowotnym Bożena Datczuk zainteresowała się na poważnie, gdy sama poczuła, że jej kręgosłup zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Przez wiele lat praca zajmowała mi nawet po kilkanaście godzin dziennie, aż w końcu organizm zaczął się buntować. Zaczęłam myśleć wtedy o rozwiązaniach, które ułatwią funkcjonowanie w miejscu pracy. Chcieliśmy trochę poeksperymentować, ale mieliśmy już pewne doświadczenia w tej kwestii. Nasze meble już wcześniej trafiały do instytucji medycznych, szpitali, przychodni, mieliśmy zatem okazję obserwować potrzeby tych placówek. Takim kamyczkiem, który poruszył przysłowiową lawinę było spotkanie z Janem Godlewskim, który nam te meble zaprojektował – wspomina.
Współpraca z doświadczonym zewnętrznym projektantem była dla firmy kompletną nowością. Szybko się jednak okazało, że efekty tej współpracy przerosły oczekiwania. Oczywiście, było wiele spotkań, rozmów, szkiców, prototypów zanim doszliśmy do końcowego etapu, ale takie doświadczenie było dla firmy bardzo cenne – nie ukrywa Bożena Datczuk.
Aktywna nie tylko w firmie
Praca po kilkanaście godzin nie przeszkadzała i nie przeszkadza Bożenie Datczuk w angażowanie się w działalność społeczną i publiczną. Jak sama przyznaje, to dla niej sposób na „ładowanie akumulatorów” i poznanie nowych ludzi, często bardzo inspirujących. Jest to także dla mnie bardzo rozwojowe i nie chciałabym z tych aktywności rezygnować – deklaruje. – Chociaż chyba już nadszedł moment, aby nieco zawęzić te aktywności, bo zaczyna mi już brakować na wszystko czasu.
Lista aktywności Bożeny Datczuk imponuje. Drugą kadencję jest w Radzie Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku. Aktywnie działa w Podlaskim Stowarzyszeniu Właścicielek Firm. Od ponad roku jest wiceprezeską Zarządu Fundacji Technotalenty, która łączy naukę z biznesem oraz wspiera utalentowane osoby w rozwijaniu ich pomysłu w kierunku komercjalizacji. Jest w składzie Podlaskiej Rady Przedsiębiorczości przy Marszałku Województwa Podlaskiego, a także w Radzie Rozwoju Obszaru Gospodarczego Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Jest też w Grupy Roboczej ds. specjalizacji regionalnej gospodarki (RIS3) powołanej przy Departamencie Innowacji i Przedsiębiorczości Urzędu Marszałkowskiego, która m.in. opiniuje ogłaszane konkursy o dotację w województwie podlaskim oraz służy rozwijaniu umiejętności na rzecz inteligentnych specjalizacji w regionie. Od wielu lat udziela się także w Radzie Rozwoju przy Wydziale Architektury Politechniki Białostockiej. A od niedawna – także w Radzie Przedsiębiorców Wydziału Inżynierii Zarzadzania tej uczelni.
Pewnie i tak o czymś małżonka zapomniała – śmieje się Tomasz Datczuk.

Nie tylko wsparcie dla małżonki
Choć trudno przy tak bogatym kalendarzu w to uwierzyć, ale państwo Datczuk znajdują także czas na inne pasje. Chociaż – zastrzega Tomasz Datczuk – jeśli wolny czas, to na pierwszym miejscu wspieranie małżonki i jej działalności w tych wszystkich radach.
Wielką pasją Tomasza Datczuk jest motoryzacja. Ma niedużą kolekcję starych samochodów marki Lexus, które uważa za pojazdy z duszą. Mamy pokój przeznaczony dla gości, w nim: a to kawałek drzwi od samochodu, a to jakaś lampa, a to jakieś części samochodowe. Śmieję się, że niebawem otworzymy jakiś sklep z częściami albo warsztat – opisuje Bożena Datczuk.


W domu meblarza uchwyt czeka na przykręcenie tygodniami, ale tak jak mąż pucował tapicerkę samochodową, to ja w życiu czegoś takiego nie widziałam – dodaje.
Od trzech lat pasją Tomasza Datczuk jest także… ogród. Mamy swoje pomidory, wspaniałe, ja je po prostu uwielbiam. Ale także inne warzywa. Mąż się przy tym znakomicie realizuje, bo ja oczywiście nie mam na to czasu – mówi Bożena Datczuk. – Ale chętnie spaceruję po naszym ogrodzie, lubię patrzeć, jak dojrzewają warzywa i akurat ta pasja męża bardzo mi odpowiada.
Tomasz Datczuk jest też zadeklarowanym kibicem białostockiej Jagiellonii. Mąż nie odpuści żadnego meczu. Nawet gdy jesteśmy na urlopie, to musi mieć dostęp do telewizora czy komputera, by obejrzeć mecz. Wakacyjne plany także musimy dostosowywać do meczy – wylicza Bożena Datczuk.

Jak wypoczywać, to aktywnie
Wakacyjny wypoczynek Państwa Datczuk jest zawsze aktywny. Żadnego leżenia na plaży, pod parasolami, tylko zwiedzanie, zwiedzanie, zwiedzanie… W ubiegłym roku byłam już tak zmęczona, że w ofercie last minute, zdecydowaliśmy się na Egipt. Powiedziałam wtedy mężowi, że przez tydzień nic nie robię, tylko leżę na leżaku, bo muszę się wyciszyć. Życie zweryfikowało te postanowienia. Mąż – faktycznie – leżał na leżaku, ale ja zaliczyłam nurkowanie, jakieś rejsy, wycieczki. Takie to było moje leżenie przez tydzień – wspomina Bożena Datczuk.


To nasze wspólne pasje: zwiedzanie krajów, smakowanie lokalnych potraw, poznawanie innych kultur. Bardzo podoba mi się południowa Europa: klimat, przyroda, kuchnia i tam najbardziej lubimy spędzać czas. Ja poza tym bardzo lubię architekturę – zarówno zabytkową, jak i nowoczesną – wylicza.
Ale z drugiej strony uwielbiamy przyrodę. Nad Bugiem mamy wyremontowany domek dziadków Tomka i bardzo lubimy tam spędzać weekendy. Tam była stara kuźnia dziadka i mąż chciał odtworzyć tę kuźnię. Aktualnie remontujemy ten budynek, a ponieważ zachowało się trochę narzędzi, to mamy nadzieję, że uda się zachować pamięć o tym miejscu – mówi.
Aleksandra i Piotr, czyli TOBO 2.0
Państwo Datczuk mają ogromną satysfakcję, że dzieci przejawiają zainteresowanie firmą. Starsza córka, Aleksandra, w zasadzie pracuje u nas. Chociaż ona jest też tancerką, instruktorem tańca i nie odpuszcza tej pasji. Cały czas uczestniczy w różnych turniejach, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Prowadzi różne grupy taneczne i to daje jej ogromną satysfakcję. Oprócz tego pracuje u nas, jest liderem jednego z zespołów sprzedażowych. I miło nam, że pracownicy, którzy pracują u nas długo i mają większe doświadczenie zawodowe, to właśnie ją wybrali na lidera swojego zespołu – mówi Bożena Datczuk.

Nie ukrywam, że córka weszła z dużym impetem do firmy, nie boi się wyzwań, mimo że praca jest stresująca. Zwłaszcza, że zarządza także ludźmi. Ale przy okazji wnosi swoją świeżość i różne pomysły. Mamy nadzieję, że zostanie z nami już na stałe – dodaje.


Syn Państwa Datczuk, Piotr, jest po drugim roku studiów na kierunku Meblarstwo na Warszawskiej SGGW. Sam sobie wybrał ten kierunek, bez żadnego nacisku z naszej strony. Było to dla nas zresztą miłe zaskoczenie. Pojechał na Dzień Otwarty, spodobała mu się uczelnia, złożył tam dokumenty. Stwierdził rezolutnie, że jeżeli ma być kiedyś w firmie, coś do niej wnieść i nam pomóc, to musi coś o meblach wiedzieć – opisuje Bożena Datczuk.


I choć właściciele TOBO nie myślą jeszcze głośno o sukcesji, wydaje się, że będzie komu napisać kolejny rozdział historii firmy.
TEKST: Marek Hryniewicki
Artykuł ukazał się w miesięczniku BIZNES.meble.pl, nr 10/2025.


